Fundacja Modrak

Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 18 maja 2015

Juliusz Trzciński- polityk, społecznik, filantrop.



Urodził się 26.08.1880 roku w Ostrowie nad Gopłem. Był synem Józefa i Heleny z Prądzyńskich, bratem Tadeusza i Justyny Emilii Wichlińskiej oraz Józefa. Ród Trzcińskich był bardzo zasłużony dla Kujaw, w tym dla terenów nadgoplańskich. Posiadali oni majątki m.in. w Ostrowie, Popowie, Mietlicy i Gocanówku. W następnych artykułach wspomnę o innych członkach tej rodziny.

Juliusz w 1898 roku zdał maturę w inowrocławskim gimnazjum (dziś I LO Jana Kasprowicza), następnie zaś studiował w Monachium, gdzie uzyskał tytuł doktora ekonomii na podstawie pracy „O robotnikach polskich z Kongresówki i Małopolski w Wielkim Księstwie Poznańskim” (1906). W 1907 roku osiadł w rodzinnym Ostrowie, gdzie gospodarował i mieszkał, aż do śmierci. W swoim gospodarstwie wprowadzał wiele innowacyjnych rozwiązań. Starał się też nowości zaszczepiać u lokalnych gospodarzy. Miało to miejsce na forum Kółka Rolniczego w Ostrowie, do którego należeli oprócz rolników z okolicznych wsi (m.in. Ostrowa, Witowic, Karska, Jerzyc itp.) także inni członkowie jego rodziny. O tej organizacji także szerzej wspomnę w następnych artykułach. Juliusz Trzciński należał także do Centralnego Towarzystwa Gospodarczego oraz z ramienia Towarzystwa-Rolniczego inowrocławsko-strzelińskiego był wicepatronem tej organizacji na powiat strzelneński. Był także wiceprezesem Wielkopolskiej Izby Rolniczej. To on kontrolował kółka rolnicze na terenie powiatu i redagował sprawozdania z ich działalności.
Trzciński był w pewnym okresie swojego życia czynnym politykiem. Miał poglądy konserwatywne, uważał, iż ziemiaństwo (rozumiane jako warstwa społeczna, która posiadała duże majątki ziemskie, przejmowane w drodze dziedziczenia, często legitymująca się szlacheckim pochodzeniem) powinno być fundamentem społeczeństwa, stać na czele rozwoju rolnictwa, a w tym i całego państwa. Należał do grona założycieli Narodowego Stronnictwa Ludowego, partii o charakterze konserwatywnym. W wyborach  uzupełniających do Sejmu Ustawodawczego uzyskał mandat poselski z ramienia Narodowego Zjednoczenia Ludowego (Sejm Ustawodawczy w związku z powolnym odradzaniem się kraju i niepewną sytuacją poszczególnych części Polski miał kilka etapów). W Sejmie Trzciński dał się poznać jako osoba, która energicznie działała na rzecz budowy portu w Gdyni. Był także znany z tego, iż opowiadał się za szybką unifikacją ziem byłego zaboru pruskiego z resztą kraju, co było negatywnie odbierane przez wpływowe koła polityczne w Wielkopolsce. W lipcu 1921 w rządzie Wincentego Witosa otrzymał tekę Ministra Byłej Dzielnicy Pruskiej (ministerstwo to było odpowiedzialne za administrowanie dzielnicą wraz ze stopniowym przystosowaniem porządku prawnego do tego obowiązującego na pozostałym terytorium kraju, aż do całkowitego zniesienia odrębności). W związku z energicznym przystąpieniem do wykonywania swoich obowiązków przeciw niemu opowiedzieli się przeciwnicy integracji, a sam Trzciński zrezygnował z funkcji po 3 miesiącach urzędowania. Po przegranych wyborach NZL w 1922 Juliusz wycofał się z polityki ogólnokrajowej, a skupił się na działalności gospodarczo-społeczno-charytatywnej.
Oprócz wspomnianej już przeze mnie działalności na forum rolniczym angażował się w działalność gospodarczą. Był m.in. inicjatorem budowy młyna w Kruszwicy, współzałożycielem Towarzystwa Przemysłowo-Handlowego i założycielem Zakładów Rolniczo-Przemysłowych, przewodniczącym Rady Nadzorczej Spółdzielni Rolnik oraz akcjonariuszem kruszwickiej cukrowni. Jako osoba wysoce elokwentna i wykształcona był członkiem Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk oraz Towarzystwa Naukowego w Toruniu. Angażował się w lokalne życie polityczne, był członkiem poznańskiego Sejmiku Wojewódzkiego.
Jako były uczestnik Powstania Wielkopolskiego (w czasie powstania brał udział w pracach Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej w Strzelnie oraz wszedł skład Powiatowej Rady Ludowej w tym mieście) nieobce mu były organizacje o charakterze kombatanckim i paramilitarnym. Działał w Lidze Obrony Przeciwpowietrznej i Przeciwgazowej, Polskim Związku Zachodnim. Jeszcze przed przekształceniem w PZZ działał w Związku Ochrony Kresów Zachodnich na rzecz rozwoju polskości na Pomorzu (Miesiąc Propagandy Pomorza). Zasiadał także w Radzie Nadzorczej Spółki Osadniczej w Poznaniu. Organizacja ta zajmowała się skupem działek budowlanych, rozparcelowaniem ich na mniejsze i sprzedażą na preferencyjnych zasadach w celu zmniejszenia potrzeb na własne mieszkanie lub dom.
Był lokalnym autorytetem o czym świadczy zaproszenie go na pogrzeb Stanisława Przybyszewskiego, gdzie wygłosił mowę pożegnalną. Trzciński współpracował także z Komitetem Budowy Pomnika Jana Kasprowicza w Inowrocławiu. Warto też wspomnieć o zamiłowaniu do lokalnej kultury i historii, co jest mi szczególnie miłe. Ojciec Juliusza Józef od około lat 70-tych XIX wieku prowadził pół-amatorskie poszukiwania archeologiczne. Seniora rodu interesowały różne znaleziska, których specjalnie nie katalogował. W jego kolekcji znalazły się artefakty z różnych epok od epoki brązu po czasy rzymskie i późniejsze. Juliusz Trzciński wystawił „skarby” ojca w 1927 na wystawę gospodarczą w Poznaniu. Później znaleziska wróciły do Ostrowa, a w 1940 roku zostały zarekwirowane przez władze hitlerowskie. Do dziś pozostałości tych znalezisk znajdują się w Muzeum archeologicznym w Poznaniu.
Wraz z wkroczeniem we wrześniu 1939 roku armii hitlerowskiej Juliusz Trzciński znalazł się na liście osób zagrażających okupantowi.
Został aresztowany, a w nocy z 12 na 13 października rozstrzelany wraz z dużą grupą Polaków w lasach niedaleko Gniewkowa. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Na cmentarzu ostrowskim znajduje się grobowiec rodowy, w który wmurowano pamiątkową tablicę. Do dziś w Ostrowie zachował się piękny park i dwór, który do 1939 był siedzibą Juliusza Trzcińskiego.

czwartek, 14 maja 2015

O kanale Bachorze słów kilka

Wśród licznych rzek i kanałów, które przecinają wzdłuż i wszerz szczególne miejsce zajmuje kanał Bachorze. Nie tylko dzieli on Kujawy na część północną i południową, ale także przypomina o najdawniejszych dziejach naszej krainy.

Miejsce, w którym znajduje się kanał Bachorze nie jest oczywiście przypadkowe. Obszar dzisiejszej doliny został ukształtowany w epoce lodowcowej przez nurty Proto-Wisły, która odbijając się od czoła lodowca skręcała na zachód, żłobiąc teren pod dzisiejszy kanał. W czasach historycznych płynęły tutaj dwie rzeki - Bachorka i istniejąca do dziś Zgłowiączka.

Zagadnieniem, które niestety nie spędza historykom snu z powiek (a powinno!) jest ustalenie czy wspomniane rzeczki były spławne i czy mogły stanowić ważną arterię wodną tworzącego się państwa Piastów. W swoich domorosłych poszukiwaniach udało mi się ustalić, że nazwa "Bahora" po raz pierwszy pojawia się w dokumencie z 1288 roku. Co więcej, towarzyszy jej określenie "fluvium", czyli rzeka. Znajduje to swoje potwierdzenie w kolejnym akcie z 1297 roku. Innymi słowy w średniowieczu Bachorza za rzekę uchodziła. 

W XIX-wiecznych opracowaniach pojawiają się nawet informacje, że wspomniane połączenie wodne zostało wykonane za pomocą rąk ludzkich, a mianowicie prac inżynieryjnych prowadzonych przez księcia Kazimierza Kujawskiego w pierwszej poł. XIII w. (stąd kanał nazywano często Piastowskim). Być może prace kujawskiego księcia były po prostu działaniami mającymi zapobiec powolnej degradacji drogi wodnej? Nie da się ukryć, że potwierdzenie tych faktów jest dziś bardzo trudne i nie ma się co czarować, że w najbliższej przyszłości archeolodzy odwiedzą brzeg Bachorzy. 
Jeśli Bachorza była spławna (a i tak jest dziś, choć tylko w czasie wiosennych roztopów), to mogły po niej poruszać się jedynie płaskodenne barki. Ten trop zdaje się potwierdzać informacja o istnieniu u ujścia Zgłowiączki do Wisły niewielkiej osady Korabniki, która swoją nazwę wzięła właśnie od tego typu łodzi.

Z biegiem lat Bachorza zaczęła zarastać i zamieniła się w rozległą, bagnistą łąkę przecinaną tu i ówdzie zdradliwymi strumykami. Ponownie zainteresowano się tym terenem dopiero w XVIII wieku, gdy z inicjatywy Wincentego Modlińskiego zbudowano pierwszą przeprawę między dwoma brzegami bagien w postaci grobli łączącej Krzywosądzę ze Sędzinem. Trzeba było stuleci, aby północne i południowe Kujawy przestały żyć we wzajemnej izolacji.

Bachorza stała się z czasem przekleństwem. Bagna stawały się siedliskiem chorób, wylęgarnią tysięcy owadów, uciążliwych dla ludzi i bydła. Wreszcie mokradła zabierały tereny, które dawniej nadawały się pod uprawę. Dziś może trudno w to uwierzyć, ale trzcinowiska nad Bachorzą stały się idealnym miejscem życia dla... wilków. O tym jak wielką były plagą, niech świadczy informacja z 1835 o zorganizowaniu wielkiej obławy w czasie, której zabito 20 osobników tego gatunku. 

Sytuacja zmieniła się w okresie zaborów, bowiem rząd pruski był zainteresowany osuszeniem omawianego terenu dla celów rolniczych. Bachorza stała się kanałem  melioracyjnym w roku 1836. Inwestycja uzyskała wtedy dumną nazwę Kanału Królewskiego. Nie długo cieszono się z rozwiązania problemu, gdyż na skutek przeprowadzenia złej niwelacji, Bachorza szybko na nowo zaszła mułem. Kolejny raz, tym razem skutecznie, zmierzono się z niesfornymi bagnami w roku 1858. Wtedy to, okoliczni dziedzice pod wodzą pana Pieniążka ze Sędzina, sfinansowali skuteczny projekt kanału, którego autorem był technik Tonn. Zakładał on przekopanie 3 mil cieku na szerokość 6 stóp i głębokość 10. Ta inwestycja pozwoliła na bezpośrednie osuszenie 4000 morgów ziemi. Późniejsze prace melioracyjne były jedynie dalszą rozbudową tego projektu, którego efekty możemy oglądać aż po dziś dzień.

Wiekowe zmagania człowieka z Bachorzą nie zostały bez śladu. Co zrozumiałe, ludzie mieszkający przy bagnach żyli inaczej niż w innych częściach Kujaw (do dziś etnografowie wyróżniają osobny subregion Kujaw Bachornych). Znacznie większą rolę odgrywało u nich pasterstwo – właściwie jedyny typ gospodarki jaki da się w tak trudnym terenie uprawiać. Wiąże się z nim niezwykle ciekawy zwyczaj wybierania Króla Pasterzy. Przypadał on na Zielone Świątki i wiele wskazuje, że miał jeszcze rodowód pogański. Kto pierwszy tego dnia przybył ze swoim bydłem na pastwisko, zostawał wspomnianym królem lub królową pasterzy (w wypadku jednoczesnego przybycia decydował wyścig). Wszyscy pozostali zobowiązywali się do usługiwania „władcy”, który rozdawał im „urzędy”. Król otrzymywał drobne podarki oraz organizował wieczorem wielką ucztę. Odbywał się także barwny i rozśpiewany „pochód triumfalny” z przebranym w płótno wołem, którego gospodarze musieli rozpoznać i wykupić. Całe święto trwało trzy dni. Jedyną osobą, której cały zwyczaj mógł się nie podobać był pastuch, który pierwszego dnia przybył na pastwisko najpóźniej, gdyż musiał przejąć on na czas święta obowiązki pozostałych. Gdy bagniste pastwiska zamieniły się w żyzne pola, a uwłaszczenie rozbiło dawną strukturę społeczną, zwyczaj wspólnego wypasu bydła zaginął, a wraz z nim wybory króla pasterzy.

Bagna nad Bachorzą stanowiły znakomitą ostoję nie tylko dla zwierzyny, ale także i dla ludzi. W nocy z 16 na 17-go lutego 1863 roku przez trzcinowiska wzdłuż kanału kierowała się trupa pierwszego dyktatora powstania styczniowego - Ludwika Mierosławskiego. Oddział przeszedł granicę Królestwa Polskiego na wysokości Konar, a następnie udał się do Krzywosądzy, gdzie czekali na niego miejscowi konspiratorzy. Miejsce zbiórki nie zapadło jednak powstańcom dobrze w pamięci, o czym pisał jeden z uczestników: "Punkt zborny pod Krzywosądzem fatalny. Reszta powiatu poznańskiego a nawet Kujaw miała bardzo utrudnioną komunikację z Krzywosądzem. Chcąc przeprawiać broń trzeba było kierować się traktem przez Kruszwicę pod bokiem silnej załogi pruskiej, po roztopionych drogach i bagnach Bachorzy". Zarośla okazały się jednak przydatne w czasie II wojny światowej. Wierząc opowieścią świadków trzeba stwierdzić, że doszło tu przynajmniej do jednego zrzutu spadochroniarzy - być może cichociemnych.

Dzisiejszy kanał Bachorze (zwany potocznie Królokiem) liczy sobie 46,4 km długości. Ciekawostką jest to, że jego część należy do zlewiska Wisły, a druga – Odry. Dzięki temu możemy obserwować rzadkie zjawisko bifurkacji polegające na tym, że część wody płynie w kanale na zachód – ku  Gopłu, a część na wschód, gdzie wpada do Zgłowiączki (pod Brześciem Kujawskim). Oficjalnie kanał włączony jest w tzw. Pętlę Kujawską, czyli szlak kajakowy prowadzący m.in. przez Wisłę, Noteć i Brdę. Niemniej, spływ możliwy jest jedynie podczas wysokiego stanu wody.

Dominik Robakowski

poniedziałek, 11 maja 2015

Kujawskie Muzeum Regionalne w Brześciu nad Gopłem

Kujawy to kraina mogąca poszczycić się własną historią, zwyczajami i tradycjami. Niestety w naszej gminie do dziś dnia nie powstało odpowiednie miejsce, gdzie można by zobaczyć jak wyglądał tradycyjny kujawski strój, kujawskie sprzęty domowe i gospodarskie, gdzie można by posłuchać okolicznościowego kujawiaka. Warty podkreślenia jest jednak fakt, że takie miejsce istniało i to przed wybuchem II wojny światowej. Nie mieściło się jednak w stolicy Kujaw Zachodnich- Inowrocławiu czy legendarnej stolicy Polski - Kruszwicy, a w małej miejscowości Brześć nad Gopłem. W 1936 do miejscowości przybył młody ksiądz Dobromir Ziarniak, który oprócz posługi kapłańskiej w nowo powołanej parafii zajął się także organizowaniem życia społecznego i kulturalnego. 
Kościół w Brześciu w roku 1936

  Ksiądz Ziarniak był miłośnikiem historii, także tej lokalnej. Podczas pierwszej w historii parafii kolędy zauważył, iż w domostwach parafian znajdują się pozostałości dawnych kujawskich sprzętów, rękodzieł, obrazów. Jak stwierdził ks. Ziarniak: 
"Postanowiłem dawne pamiątki zebrać i zakonserwować, aby móc po skompletowaniu względnym pokazać swoim parafianom i nauczyć ich cenić i kochać te stare rzeczy. Parafia zaś moja położona nad prastarym Gopłem, w kolebce dawnej Polski, sądziłem , że nadaje się specjalnie, aby zachowała kult do zwyczajów i obyczajów swych przodków”.  
Ksiądz przemierzał więc parafię w poszukiwaniu eksponatów, a brzeskie muzeum zapełniało się kujawskimi świątkami, obrazami, skrzyniami, ubraniami i innymi sprzętami codziennego użytku. Najpierw artefakty Ziarniak składował na plebanii, jednakże wraz z otwarciem Domu Katolickiego muzeum zostało przeniesione do tego budynku. Jesienią 1937 roku eksponatów było na tyle dużo, iż niecodziennym bo wiejskim muzeum zainteresowała się prasa. Z relacji Stanisława Wojewódzkiego, jednego z redaktorów "Dziennika Kujawskiego" wynika, iż w zbiorach znajdowało się 600 monet, w tym brakteaty guziczkowe z XII wieku, prawosławne ikony św. Mikołaja i Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus, rzeźba ludowa Jezusa Frasobliwego, obraz ludowego artysty przedstawiający śmierć Jezusa, rzeźba Matki Boskiej Skępskiej, imitacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Do muzeum zostały przeniesione również z Rzeczycy rzeźby św. Stanisława i św. Metodego. Na widok publiczny wystawione zostały także elementy stroju kujawskiego tj. kopka, chusta, korale oraz skrzynia kujawska. Ksiądz Ziarniak miał także zamiar we wszystkich przydrożnych kaplicach znajdujących się na terenie parafii wstawić rzeźby artystów ludowych. Nie wiadomo, czy przed wojną udało mu się ten cel zrealizować.
Powstanie nowej placówki odbiło się w prasie szerokim echem, tak relacjonował te wydarzenie 30 października 1938 roku "Dziennik Kujawski": „Brześć za Gopłem jest wioską, która w ostatnim czasie cieszy się na Kujawach szerokim rozgłosem. Rozgłos ten ma zaiste ważne i słuszne przyczyny. Otóż wyrosły tam nagle i bez reklamy piękne zabudowania, kościoła, plebanii, domu katolickiego, itd.. Fundatorami tego wiekopomnego dzieła okazali się Państwo Kazimiera i Czesław Miechowie[…] W ubiegłą niedzielę Brześć przeżył niezwykłą uroczystość. Było to poświęcenie „Domu Katolickiego im. Wojciecha Miecha”. Dom ten składa się z długiego jednopiętrowego budynku. Na parterze mieści się piękna sala parafialna, mieszkanie organisty itd., a na piętrze sale pod przyszłe Kujawskie Muzeum Regionalne”.
Wśród przemawiających tego dnia na otwarciu Domu Katolickiego znaleźli się m.in. starosta powiatowy Wilczek, ks. Ziarniak, ks. Strehl, Wacław Cieślewicz nauczyciel szkoły w Łabędzinie, 
dr Juliusz Trzciński z Ostrowa, franciszkanin z Radziejowa ojciec Albin Pawicki, dr Szafarkiewiczowa z Rzeczycy (potomkini rodu Wągrowieckich- dziedziców Rzeczycy). Dzięki Katolickiej Agencji Prasowej cytowany przeze mnie powyżej komunikat obiegł całą II Rzeczpospolitą od Poznania Lwowa, od Gdyni do Krakowa. 
W nowo wybudowanej placówce kwitło życie religijne i kulturalne. M.in. ks. Ziarniak zorganizował w Domu Katolickim Wieczornicę Kujawską. Słowo wieczornica zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego PWN oznacza wieczorne spotkanie połączone z tańcami, popisami artystycznymi, organizowane w świetlicach, domach kultury itp. Owo spotkanie odbyło się 27 listopada. Najpierw w ramach wykładów adwentowych swoje przemówienie wygłosił ksiądz Ziarniak, następnie chór kościelny odśpiewał dwa kujawiaki. W dalszej części wykład o regionalizmie kujawskim wygłosił redaktor "Dziennika Kujawskiego" Zygmunt Gałkowski. Następnie wysłuchano opowieści kujawskiego wiarusa (wg słownika słowo to oznacza starego, zasłużonego żołnierza) P. Przybysza, który opowiedział zebranym o powstaniu styczniowym w okolicach Bachorc i Chełmc. Następnie Krawczak z Karska zagrał kilka kujawiaków. Odśpiewał także kujawiaka pan Michał Bednarski z Karska (zasiadał on także w Radzie parafialnej, pochowany jest na cmentarzu w Brześciu). O tym wydarzeniu 4 grudnia 1938 roku w następujących słowach pisał "Dziennik Kujawski": 
"Brześć nad Gopłem jest dziś powszechnie na Kujawach znaną. Dzięki fundacji p. Miecha wybudowano tam piękny kościół, plebanię, wspaniały Dom Katolicki itd. Proboszczem został zapalony regionalista ks. Ziarniak, były współpracownik Piasta (dodatek do Dziennika Kujawskiego). Praca regionalna zaczęła odtąd przybierać realne kształty. W dwóch pokojach Domu Katolickiego tworzy wiejskie muzeum regionalne. (Stolica Kujaw Zachodnich Inowrocław do dziś dnia nie ma ani jednej izby poświęconej na ten cel i mizerne zbiory tzw. Muzeum Kujawskiego duszą się w gmachu magistratu - pewnie dlatego żeby tam ładniej wyglądało!) Trzeba by wszystkich regionalistów, badaczy, specjalistów, kulturtraegerów, itp. wysłać choćby ciupasem do Brześcia, niechyby sobie zobaczyli jak się robi robotę kulturalną. Ujrzeliby wieś w której nie tylko porządek jest podziwu godny."
Słowa te wyraźnie podkreślają jaki rozgłos w końcu lat trzydziestych na Kujawach i w Wielkopolsce miały działania Czesława Miecha i księdza Dobromira. 
  Koniec tej godnej pochwały placówki nastąpił wraz z wybuchem II wojny światowej. W budynku Domu Katolickiego hitlerowcy urządzili obory i spichlerz, a cenne rekwizyty zniszczyli. Po wojnie nie było mowy o odbudowie muzeum. Ksiądz Ziarniak co prawda powrócił na krótko do Brześcia po 5 letnim pobycie w obozie koncentracyjnym, jednakże niedługo potem został przeniesiony do parafii w Nakle. Czesław Miech natomiast nie miał prawa powrócić do Brześcia. Zgodnie z postanowieniami reformy rolnej z 1944 roku dawni posiadacze ziemscy musieli opuścić swoje majątki. Ksiądz Ziarniak zmarł w 1985 roku i pochowany jest na cmentarzu w Inowrocławiu. Miech natomiast zmarł 20 lat wcześniej i pochowany jest na cmentarzu w Brześciu. 
P.S Zwracam się z uprzejmą prośbą do osób, które miały przyjemność poznać ks. Ziarniaka lub Czesława Miecha o kontakt ze mną: wasiel19901990@gmail.com

Maciej Wasielewski

niedziela, 10 maja 2015

Cholera jasna!

"Cholera jasna!" - komu z nas te złowieszcze słowa nie wyrwały się kiedyś z ust? Gdybyśmy jednak mieli ciągle w pamięci z jak poważną chorobą tymi słowy igramy, to z pewnością wymienialibyśmy jej nazwę ze znacznie większym respektem. W swojej niechlubnej wędrówce, cholera nie widziała przeszkód, aby dotrzeć także na Kujawy.
Mogiła choleryczna w lesie między Bachorcami a Zaborowem
Cholera jest ostrą chorobą zakaźną jelit, wywoływaną przez bakterie przecinkowca cholery. Wbrew przekonaniom naszych przodków nie szerzyła się ona za sprawą „morowego powietrza”, ale przez spożywanie zakażonych pokarmów, a zwłaszcza picie skażonej wody. Chory musiał zmagać się z wykańczającą go gorączką i biegunką. Skuteczną szczepionkę na cholerę wynaleziono dopiero w 1892 roku, co nie zmienia faktu, że do dziś lekarze w wielu krajach muszą stawiać jej czoła..
Do wybuchu pierwszej poważnej pandemii doszło w 1817 roku w Indiach. W 1830 roku zaraza dotarła do Rosji, zabijając co 20-ego mieszkańca tego kraju. Na ziemie polskie przywlekli ją carscy żołdacy, którzy tłumili powstanie listopadowe. Władze niemieckie na próżno zakazywały wwozu na swoje terytorium wszelkich produktów z Rosji - choroby nie znają bowiem granic, szybko doszło do zachorowań także w Prusach. Nasze okolice po raz pierwszy doświadczyły cholery. W samym tylko Inowrocławiu w drugiej połowie 1831 roku z jej powodu zmarło 298 mieszkańców miasta. Kolejne epidemie następowały co kilka lat: w 1837, 1848, 1852, 1866, 1873 i 1905 roku.

Przyjrzyjmy się co takiego zostawiła nam cholera nad Gopłem...
Pierwszą pewną wzmianką o upamiętnieniu ofiar jest informacja o krzyżu stojącym w lesie między Karskiem, Rzeczycą i Kobylnicą, który postawiono w 1852 roku. Jeszcze bardziej w pamięci mieszkańców źle zapisała się zaraza z 1873 roku, gdyż najsilniej dotknęła ziemię nadgoplańską. Krótki rzut oka na księgi zmarłych uświadamia nam, że nasze okolice po prostu się wyludniły. Ofiary cholery zwożono na miejsce ostatecznego spoczynku furmankami. Bardzo często nie było nawet czasu na włożenie ciał w trumny i owijano je tylko w kawałek płótna. Zmarłych układano we wspólnym dole warstwami, które przesypywano wapnem, co miało przyspieszyć rozkład ciał. W naszej okolicy cmentarze choleryczne pojawiły się w Kobylnikach, Rzepowie, Rzepiszynie, Tarnowie, Wróblach, Brześciu czy Orpikowie. Na szczycie prowizorycznie usypanych kopców umieszczano karawakę, czyli krzyż z dodatkową belką poziomą. Nie tylko oddawano w ten sposób ostatnią przysługę zmarłym, ale także ostrzegano żywych, aby lepiej unikali tego miejsca.
Ci, którzy przetrwali, widocznie brali sobie to bardzo do serca, gdyż mogiły choleryczne szybko popadały w zapomnienie. Spis cmentarzy gminy Kruszwica sporządzony w latach 30. XX wieku dowodzi, że na miejscach pochówku nie zachowało się nic, poza lekkim wzniesieniem terenu. Do nielicznych wyjątków należą Wróble, gdzie zmarłych chowano w pobliskim lesie. Na obu końcach leśnej drogi ustawiono dwa potężne kamienie z datą „1876”, które najprawdopodobniej miały przypominać o ofiarach epidemii. Jeszcze większe wrażenie robi górka choleryczna w lesie między Bachorcami i Zaborowem. Już same jej rozmiary wskazują na skalę zjawiska. Na szczęście miejscowi mieszkańcy nie zapomnieli o swojej historii i dziś nadal na kopcu można zauważyć krzyż, a od czasu do czasu także palące się znicze.
Pozostaje mieć nadzieję, że z czasem każde miejsce pochówku na terenie naszej gminy zostanie należycie upamiętnione, a epidemie nigdy więcej nie nawiedzą naszych stron.

Więcej informacji o cholerze odnajdziecie na stronie www: http://drogadosiebie.pl/cholera/

Dominik Robakowski
zdj. Agnieszka Kurasińska
Tekst zamieszczony pierwotnie na łamach "Panoramy Kruszwickiej".