Fundacja Modrak

Szukaj na tym blogu

wtorek, 10 stycznia 2017

Odyseusz z Wróbli - Nikola Robakowska

Jesienią 2016 roku Fundacja Modrak zorganizowała II edycję konkursu historycznego "Historia z mojego podwórka". W najbliższym czasie będziemy publikować zwycięskie prace oraz teksty na nich bazujące. Dzisiaj prezentujemy pracę Nikoli Robakowskiej z Wróbli, która zwyciężyła w kategorii gimnazjum.



Odyseusz z Wróbli


Zenon Kanarek w latach młodości - trzeci od lewej
Zenon Kanarek w środku



Bohaterem mojej opowieści jest już dziś 88-letni pan Zenon Kanarek. Mój bohater przemierzył Polskę wzdłuż i wszerz tak jak starożytny Odyseusz. I zawsze wracał do miejsca, w którym się urodził. Trudne, bo wojenne dzieciństwo i młodość w okresie stalinowskim wielokrotnie zmuszały go do opuszczenia domu, w dorosłym życiu starał się jak najwięcej poznać, zobaczyć i …zawsze wracał.
Urodził się 7 kwietnia 1929 r. w rodzinnym domu we Wróblach. Jego rodzicami byli Wincenty Kanarek i Cecylia Majewska. Pan Zenon miał trzech braci, z których jeden młodo zmarł. Jako chłopiec uczęszczał do pobliskiej sześcioklasowej szkoły, niestety tylko do 10 roku życia (czyli do trzeciej klasy), gdyż w wyniku wybuchu II wojny światowej, musiał uciekać z rodziną z rodzinnego domu.

Jego ojciec Wincenty został przymusowo powołany do armii niemieckiej, a mój bohater wraz ze swoją matką i braćmi - Januszem i Romanem musiał opuścić dom z powodu prześladowań Niemców. Udali się najpierw w stronę Szostki, potem do rodziny w Osięcinach. Niestety, nie zagrzali tam długo miejsca, gdyż tereny te w niedługim czasie zostały zajęte przez wojska niemieckie. Podążyli dalej na północ, do miejscowości Kowal a następnie w stronę Grabkowa. Ostatecznie dotarli do Kurowa, gdzie wpadli w ręce Niemców, którzy zmusili ich do powrotu do Wróbli.
Po dwóch miesiącach do domu powrócił także ojciec mojego ,,Odyseusza". Pan Kanarek stracił ojca, gdy ten został ponownie powołany do wojska. Po zakończeniu walk w Warszawie, w czasie przewożenia żołnierzy pociągiem do Berlina, podczas jednego z postojów (na załatwienie potrzeb fizjologicznych) we Włocławku, ojciec mojego bohatera obmyślił plan ucieczki. Gdy pociąg zaczął się zatrzymywać, on i czworo jego kompanów otworzyli drzwi, co było dość proste, bo nie było kłódek, lecz wrota były wiązane drutem a wartownik niemiecki akurat przysnął, ukradkiem wymknęli się z jednego z wagonów. Wędrując od domu, do domu w końcu dotarł do rodziny.
Kolejnym etapem życia mojego ,,Odyseusza" było wysiedlenie jego i jego rodziny do miejscowości Wolany, tam przebywali aż do końca wojny. Po wojnie Janusz i Roman ( bracia Zenona) rozpoczęli edukację w szkole, w Inowrocławiu a on musiał zostać na gospodarstwie (w wieku 15 lat). Możecie zapytać, dlaczego? W tamtych czasach zasady były takie, że gdy na rodzinę przykładowo przypadało 12ha, a w domu było pięcioro rodzeństwa, to profesor, który uczył w (teraz już siedmioklasowej) miejscowej szkole typował, że np., czworo z rodzeństwa, które się trochę lepiej uczyło będzie się dalej kształcić, a jeden z nich zostanie w gospodarstwie. Wiadome było to, że cała wielka rodzina nie będzie uprawiała małego kawałka ziemi. Ci młodzi ludzie, którzy zostawali w domu, otrzymywali zaświadczenie ukończenia siedmiu klas podstawowych.

Mój bohater się jednak nie poddawał i w wolnym czasie uczęszczał na zajęcia, których udzielał po godzinach profesor.

W 1950.r. Zenon Kanarek został przymusowo wcielony do wojska. Dwa lata przebywał najpierw w Tarnowskich Górach, a po dwudziestu miesiącach on i jego towarzysze zostali wysłani do Warszawy na roboty w zakładzie drukarskim. Następnie został skierowany do pracy na obrzeża Krakowa, a dokładnie do Jaworzna. Pracował przy budowie elektrowni. Praca byłą niezwykle ciężka. Robotnicy niemal ręcznie wycinali lasy, stawiali słupy i linie energetyczne. Po krótkim pobycie w stolicy, w końcu w 1952 roku wrócił do Wróbli. Choć tyle przeszedł i rzetelnie pracował, władze komunistycznego kraju wypłacały mu prawie 3 razy mniej pieniędzy niż innym za prace, które wykonywał podczas służby w wojsku. Uważano go za osobę przeciwną komunistycznemu ustrojowi państwa i w ten sposób represjonowano.

Pan Zenon zawsze był człowiekiem aktywnym, ciekawym świata. Gdy tylko miał okazję, podróżował po Polsce, co dzisiaj może nie jest niczym nadzwyczajnym, ale kilkadziesiąt lat temu niewielu mieszkańców wsi mogło zwiedzać własną ojczyznę. Pełnił funkcje społeczne w środowisku lokalnym. Był przewodniczącym miejscowego kółka rolniczego, a także członkiem rady nadzorczej cukrowni w Kruszwicy i także dzięki temu mógł podróżować po Polsce. Był w okolicach Rzeszowa, w Łańcucie, w jednym z najpiękniejszych miast polski - Lublinie, w województwie podkarpackim w miejscowości Wilcza Wola. Jako dojrzały mężczyzna odbył niesamowitą dla niego wycieczkę do Puław, Gniezna, Poznania, Wrocławia, Niepokalanowa. Był w jednym z najważniejszych miejsc po wojnie dla Polaków, czyli w Auschwitz-Birkenau. Ponadto odbył drugą już podróż do Krakowa, z której najbardziej zapadła mu w pamięci wizyta na grobie Józefa Piłsudskiego. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, jak ludzie podchodzili do upamiętnienia naszego bohatera narodowego. Co dzień rano przynosili świeże, nowe i pachnące kwiaty. Na panu Zenonie zrobiło to ogromne wrażenie.

Mój bohater po ślubie z Marią Gralak nie zrezygnował ze swoich podróży, to była w końcu część jego życia. Jako żonaty mężczyzna odbył jedną z jego najdłuższych wypraw. Pojechał do Gdańska. Jak wspomina: Polskie morze to coś pięknego.... Zwiedził także Zakopane, z którego jak mówi najbardziej zapadły mu w pamięć góralskie zabawy.

Pana Zenona nie opuszcza poczucie humoru, gdy wspomina, jak wracając z Bydgoszczy, w której był na weselu swojego przyjaciela, do domu pociągiem, przysnął i obudził się dopiero w miejscowości Karsznice.
Pan Zenon był członkiem ,,Solidarności", w związku z czym los rzucił go w stronę Częstochowy. Trzykrotnie uczestniczył w ważnym zebraniu członków wyżej wymienionej organizacji.

Mimo, że wiele razy podczas wojny otarł się o śmierć, a w PRL-u nie miał łatwo jako przeciwnik władz, nadal żyje i świetnie się trzyma. I nawet, jeśli było mu ciężko w życiu, to nie rezygnował ze swoich pasji, nie narzekał na los, który rzucał nim po całej Polsce.



,,Bo w życiu nie chodzi o to, żeby żyć, ale żeby przeżywać."

Marta Obuch ,,Łopatą do serca"



Zredagowała i opisała:

Nikola Robakowska



Źródła wiedzy:

- ustne opowieści pana Zenona Kanarka

- zdjęcia i dokumenty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz