Fundacja Modrak

Szukaj na tym blogu

środa, 30 grudnia 2015

Ziemia nadgoplańska w powstaniu styczniowym

Choć powstanie styczniowe rozgrywało się na terenach Królewstwa Polskiego, to jednak nie można zapomnieć o roli w tym wydarzeniu Polaków z pozostałych zaborów. Chlubną kartę w dziejach zrywu zbrojnego 1863 roku odegrał region nadgoplański.





Dla walczących powstańców Kujawy Zachodnie miały stanowić ważny punkt przerzutu broni i ochotników na teren Kongresówki. Choć sama granica pozbawiona była naturalnych przeszkód, to jednak warto pamiętać jak dużą barierę stanowiło Gopło i bagna Bachorzy. Akcja wsparcia powstania nie mogła udać się bez pomocy mieszkańców wschodniego i zachodniego brzegu jeziora. Na szczęście, Ci bardzo mocno poczuwali się do wypełniania obowiązków patriotycznych. 

Nie brakowało osób, które stosunkowo szybko wstąpiły w szeregi organizacji powstańczej. Prym w tej grupie wiódł Alfons Moszczeński - dziedzic Rzeczycy. Jego dobra, położone w bezpośrednim sąsiedztwie granicy, stanowiły najczęstszy kierunek wędrówek ochotników do powstania. Tutaj do walki włączyli się m.in. tacy przywódcy oddziałów wojskowych jak Yung de Blankenheim i Edmund Callier. Oprócz Moszczeńskiego w grupie spiskowców znajdowali się także inni okoliczni ziemianie: Władysław Zawadzki z Sukowów, Józef Grabski ze Skotnik, Teofil Kozłowski z Tarnówka, Konstancja Jeżewska z Głębokiego, Tadeusz Trzciński z Popowa, Władysław Mlicki z Ostrówka oraz Serafin Ulatowski z Racic (zasłynął tym, że już przed wybuchem powstania bojkotował urzędy niemieckie, np. nie przyjmując pism, które nie byłyby napisane w języku polskim). Jak widać z powyższej listy, po stronie walczących opowiedzieli się niemal wszyscy polscy właściciele ziemscy. Ich pomoc dla powstania polegała na przechowywaniu przemycanej broni i ochotników, a także na udzielaniu im opieki medycznej. Dodatkowo właściciele ziemscy obarczyli się specjalnym podatkiem.

Dużą rolę w wspieraniu walczących mieli także inni członkowie organizacji powstańczej. W Paprosie przerzucaniem broni i ludzi zajmował się gospodarz Patyk. Częstym gościem w jego domu był słynny powstańczy pułkownik - Bartłomiej Nowak. W pamięci zapisała się także działalność Michała Habera z Woli Wapowskiej, który nocami przewoził pakunki ze sprzętem dla powstańców do innego członka organizacji - Andrzeja Kotasa z Chełmc. Ten przekazywał ją dalej. W oficjalnych strukturach powstania działali także inspektor gospodarczy Piszczykowski z Karczyna, Henryk Gosławski z Sukowów, Wędzikowski z Racic i Walenty Trzciński z Popowa. 

Ważnym epizodem powstania na Kujawach była ekspedycja Ludwika Mierosławskiego - pierwszego dyktatora zrywu roku 1863-go. Dowódca zdecydował się operować na Kujawach ze względu na dobrą znajomość terenu i zaprzyjaźnionych ziemian - jego rodzina wywodziła się z Mirosławic. 17 lutego 1863 roku Mierosławski przekroczył granicę zaborów na wysokości Konar. Miejsce koncentracji sił było wyjątkowo niefortunne, gdyż powstańcy musieli nie tylko przecisnąć się pod czujnym okiem kruszwickiej żandarmerii, ale także przebyć bagna Bachorzy. Sytuację pogarszała odwilż oraz przechwycenie przez Prusaków transportu belgijskiej broni, który miał dotrzeć do powstańców z Bydgoszczy. Wśród ochotników do partii Mierosławskiego znalazło się kilku mieszkańców Karczyna: pisarze dworscy Dąbski i Szymanowski, Anczykowski, Jan Modrzejewski, Mikołaj Siemianowski, Stanisław Skonieczny, Adam Otto, oficjalista Pinkowski i siodlarz Zaremba. Wyprawa zakończyła się niepowodzeniem - po drugiej stronie granicy na dyktatora powstania czekał tylko niewielki oddział złożony z nieuzbrojonej młodzieży. Widząc to, Mierosławski wycofał się do zaboru pruskiego. Po krótkim pobycie w Tarnówku wyjechał do Paryża, aby ponownie przekroczyć granicę w drugiej połowie lutego.

Po nieszczęsnej przegranej Mierosławskiego pod Krzywosądzą i Nową Wsią, działania powstańców na pograniczu kujawskim przestały mieć rację bytu. Nie przeszkodziło to jednak wielu ochotnikom z naszego terenu w przekraczaniu granicy i wspomaganiu niepodległościowego zrywu. Nazwisk wielu powstańców nie poznamy nigdy - uczestnikom walk zależało na pełnej dyskrecji. Świadczy o tym chociażby przypadek dwóch kruszwiczan - Jana Ciesielskiego i Kacpra Jańczaka, którzy w ramach represji zostali zesłani na Syberię. Listę uczestników walk jak i osób, które wspierały powstanie na podstawie dokumentów niemieckiej policji zrekonstruował Mirosław Pietrzyk. Poza osobami wymienionymi w tekście wcześniej, znaleźli się na niej: Jakub Kruszyński - karbowy z Rzeczycy, Jan Wojciechowski z Sukowów, Jan Hofman z okolic Kruszwicy, Wilhelm Schultze ze Skotnik, Józef Andreszka ze Sławska Wielkiego, pisarz dworski Konstanty Piwkowski i oficjalista Karol Brzeziński z Racic; Adam Kwiatkowski, Antoni Michałowski, Franciszek Nowakowski i Wojciech Wiechecki z Kruszwicy, Wincenty Sandecki z Ostrówka, Franciszek Nizerkiewicz z Żernik, Michał Wypijewski z Pieck, Marcin Trzciński - rządca z Popowa, parobek Piotr Kozłowski, fornal Szczepan Proszak i kucharz Jan Szatkiewicz z Piask.

Od powstania syczniowego minęło ponad 150 lat. Warto abyśmy chociaż w małym stopniu ocalili pamięć o tych wszystkich, którzy poszli w nierówny bój o “wolność, całość i niepodległość”, płacąc nieraz najwyższą cenę.

piątek, 13 listopada 2015

Geocaching, czyli co?

Jak być może już wiecie, jesteśmy miłośnikami geocachingu. Tych, którzy myślą, że to jakaś nowa sekta albo dopalacz - uspokajam. Geocaching to po prostu nowy pomysł na turystykę, pomysł z pewnością wart wypróbowania.



Zdarzyło się Wam znudzić miejscem widzianym po raz n-ty? A może przeszkadzają Wam tabuny turystów, które depczą Wam po butach? Na szczęście jest alternatywa.

Geocaching narodził się, gdy rząd USA udostępnił cywilom technologię GPS. Choć dziś życie bez niej wydaje nam się dość kłopotliwe, to jednak jesteśmy w jej posiadaniu od zaledwie 15 lat. O tym, jak GPS ułatwił nam życie można by pisać godzinami, ale nie o tym jest ten tekst. Zaledwie dwa dni po udostępnieniu technologii - 3 maja 2000 roku, Amerykanin Dave Ulmer postanowił upamiętnić ten fakt, rozpoczęciem niezwykłej gry terenowej. Geocaching, bo o niej oczywiście mowa, polega na szukaniu skrytek (slangowo zwanych keszami) w czym pomocne mają być wspomniane współrzędne z GPS.

Jak zacząć?

1) Przede wszystkim powinniśmy wyposażyć się w nadajnik GPS. Standardowo posiadają go nawigacje samochodowe, niemniej do dobrej zabawy wystarczy nam ściągnięcie odpowiedniej aplikacji na nasz smartfon. Oficjalna "apka" kosztuje ok. 9 $, ale zarówno dla Androidów, jak i iOS można znaleźć conajmniej kilka darmowych zamienników.

2) Pamiętamy o czymś do pisania - przyda się na 99%

3) Gdy już znamy swoje położenie geograficzne, dobrze byłoby poznać położenie geograficzne skrytek. W tym celu wystarczy założyć bezpłatne konto na stronie www.geocaching.com. W ten sposób uzyskamy dostęp do map z zaznaczonymi keszami.
Opis każdego z nich wygląda podobnie: oprócz poglądowej mapki, otrzymujemy także informacje o nazwie i współrzędnych skrytki, a także opis obiektu. Każdy kesz posiada także informacje o stopniu trudności terenu jak i maskowania. Dowiemy się także czy podczas wyprawy przyda nam się łopata, kalosze, a może... sprzęt wspinaczkowy. Dodatkowo strona skrytki może być wzbogacona w podpowiedzi i zdjęcia. Wyposażeni w taką wiedzę możemy śmiało ruszać w teren.

W terenie

Kesze posiadają różne rozmiary i kształty. Najczęściej są to wtórnie wykorzystane pojemniki plastikowe - ważne bowiem, aby zawartość była chroniona od wilgoci i uszkodzeń. Najmniejsze kesze mogą mieć wielkość monety, największe to wielkie skrzynie. Oczywiście, musimy pamiętać, że zakładający skrytkę robią wiele, aby nie wiedziały o niej osoby postronne. Jeśli więc nosisz okulary, nie zapomnij ich ze sobą zabrać. Standardowa kryjówka znajduje się pod kamieniem lub w dziupli drzewa, choć niejednokrotnie sposoby maskowania obiektów są o wiele bardziej wyszukane.

Co znajdziemy w skrytce?

Każdy kesz wyposażony jest w niewielki notesik nazywany logbookiem. Jak sama nazwa wskazuje, służy on do "logowania się" w danym miejscu, czyli po prostu potwierdzenia swojej bytności. Wystarczy w odpowiednią rubrykę wpisać datę znalezienia oraz nasz login ze strony albo po prostu imię. W ten sposób istnieje fizyczne potwierdzenie, że do skrzynki dotarliśmy o własnych siłach, a nie palcem po mapie.

Poza logbookiem w skrytce (zależnie od jej wielkości) możemy natrafić także na różnego rodzaju gadżety. Przyjęło się, że jeśli chcemy coś z kesza wyjąć, powinniśmy włożyć do niego przedmiot o podobnej wartości.

Częstą praktyką jest także umieszczanie certyfikatu FTF, czyli niewielkiej kartki informującej nas, że znaleźliśmy skrytkę jako pierwsi. Jeśli jesteśmy takimi szczęśliwcami, możemy zabrać go ze sobą jako potwierdzenie naszego osiągnięcia.

Najważniejsze

Rzeczą, o której należy bezwzględnie pamiętać jest pozostawienie miejsca, do którego dotarliśmy w takim stanie, w jakim było ono przed naszą wizytą. Powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby pojemnik z logbookiem został odłożony tam skąd go braliśmy. Tylko dzięki temu kolejni uczestnicy będą mogli uczestniczyć dalej w grze.

Teraz trzeba jeszcze tylko wejść na stronę skrytki i pochwalić się jej odnalezieniem w wirtualnym logbooku. To także miejsce, gdzie możemy podzielić się swoimi refleksjami z opiekunami miejsca, jak i innymi poszukiwaczami.

Dzięki geocachingowi możemy dotrzeć w miejsca, o których przewodniki turystyczne skutecznie milczą. Najczęściej skrytki zakładają bowiem lokalni miłośnicy historii i przyrody, którzy w ten sposób chcą pochwalić się pięknem swojej okolicy. Zabawa, poza zastrzykiem adrenaliny, pozwala nam również inaczej spojrzeć na otaczający nas świat.

Geocaching w regionie

Szukanie keszy na Kujawach ma się bardzo dobrze. W samym powiecie inowrocławskim znajduje się ich  ponad 300! My zapraszamy do odwiedzenia trzech założonych przez nas: "Wiatrak i... alchemik", "Kamień 1876" i "Cmentarz we Wróblach". Wkrótce zrealizujemy projekt, który tę liczbę skutecznie rozmnoży :)

poniedziałek, 2 listopada 2015

Regulamin konkursu dla gimnazjalistów

Regulamin konkursu HISTORIA Z MOJEGO PODWÓRKA

I. Cele konkursu
1. Celem konkursu jest:
- zachęcenie młodych mieszkańców gminy Kruszwica do zainteresowania się historią i kulturą regionu,
- poszerzenie grona miłośników regionu,
- wzmocnienie więzi młodych ludzi ze swoją małą ojczyzną,
- rozwijanie umiejętności i talentów uczniów.

II. Zasady uczestnictwa w konkursie
1. Uczestnikami konkursu mogą być uczniowie klas I-III gimnazjum zamieszkujący w gminie Kruszwica.
2. Prace nadesłane na konkurs muszą być pracami własnymi, dotychczas niepublikowanymi.
3. Zadaniem uczestnika jest stworzenie pracy na jeden z poniższych tematów:
a) Miejsce niezwykłe ­- historia miejscowości lub zabytku,
b) Świadkowie historii mówią... ­ - świat oczyma najstarszych mieszkańców,
c) Jak dawniej na wsi świętowano? ­- zwyczaje i tradycje naszych przodków.
4. Preferowane są prace pisemne, choć organizator zachowuje sobie prawo do honorowania w niektórych przypadkach prac plastycznych, prezentacji multimedialnych itp..
5. Wymogi formalne pracy: min. 2 strony formatu A4, czcionka Times New Romans 12 (względnie rękopis o zbliżonej obiętości), akapity, tytuł oraz krótki wykaz wykorzystanych źródeł.
6. Praca musi być podpisana imieniem i nazwiskiem oraz klasą, do której uczęszcza uczestnik konkursu.

III. Termin i miejsce składania prac
1. Gotową pracę należy złożyć do 10 grudnia 2015 roku na ręce nauczyciela historii lub przesłać ją na adres mailowy: fundacjamodrak@gmail.com. 
IV. Ocena pracy i wyłonienie laureatów:
1. Laureatów konkursu wyłania jury.
2. W skład jury wchodzą członkowie zarządu Fundacji Modrak. Organizator zastrzega sobie prawo do rozszerzenia tego grona o inne osoby.
3. Jury podejmuje decyzje większością głosów.
4. W ocenie pracy konkursowej pod uwagę będą brane:
- spełnienie wymogów formalnych,
- poprawność językowa i estetyka wykonania,
- wykorzystanie źródeł, ze szczególnym uwzględnieniem wywiadów z informatorami oraz fotografii.
5. Laureatom konkursu zostaną przyznane trzy nagrody (I, II, III miejsce) oraz wyróżnienia.
6. O terminie i miejscu ogłoszenia wyników konkursu organizator poinformuje za pośrednictwem nauczyciela oraz stron internetowych: kujawskie.blogspot.com i www.facebook.com/fundacjamodrak.

IV. Postanowienia końcowe
1. Nadsyłający pracę na konkurs zgadza się na naniesienie przez organizatora poprawek redaktorskich w tekście oraz jego późniejszą publikację w całości lub fragmentach (z zachowaniem informacji o autorze).
2. Uczestnik biorący udział w konkursie, akceptuje postanowienia regulaminu.
3. Organizator zastrzega sobie prawo do zmiany terminów, jeśli będą tego wymagały okoliczności.
4. Wszelkie zapytania należy kierować pod adres mailowy: fundacjamodrak@gmail.com.

niedziela, 1 listopada 2015

Relacja z cmentarza we Wróblach

W dzień Wszystkich Świętych przypominamy relację z prac remontowo-porządkowych na cmentarzu ewangelickim we Wróblach (gm. Kruszwica). Podobnych miejsc, które wymagają interwencji jest jeszcze dużo - oby z roku na rok ich stan ulegał poprawie.

poniedziałek, 19 października 2015

Cmentarz ewangelicki we Wróblach

Niepozorny cmentarz ewangelicki we Wróblach to jedno z nielicznych świadectw po dawnych mieszkańcach wsi. Na szczęście o miejscu tym wiemy coraz więcej.

Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich informuje nas, że w roku 1895 na 170 mieszkańców wsi 21 było wyznania innego niż katolickie. Nie trudno domyśleć się, że byli to prawdopodobnie ewangelicy. Czy ich doczesne szczątki spoczęły we Wróblach? Pewności nie mamy.

Wątpliwości nie rozwiewa pobieżny przegląd starych map. Na żadnej z nich nie widnieje nic takiego jak cmentarz we Wróblach. Poczynając jednak od 1893 roku na mapach łatwo odnajdziemy niewielki las, który pokrywa się z obszarem dzisiejszego miejsca pochówku. Prawdopodobieństwo, że już wtedy ktoś na nim spoczywał jest dość duże.


Niekoniecznie musieli być to jednak ewangelicy. Nie można wykluczyć, że pierwszymi "mieszkańcami" cmentarza były ofiary epidemii. Wiemy, że na terenie wsi znajdowały się przynajmniej dwa inne cmentarze, z których jeden z pewnością przeznaczony był dla zmarłych na cholerę. Być może las, który upodobali sobie później ewangelicy, także wykorzystywany był do pochówków epidemicznych? Wskazywałyby na to relacje części mieszkańców, którzy konsekwentnie nazywają to miejsce cmentarkiem cholerycznym. Z drugiej strony mogło w tym wypadku dojść do najzwyklejszej pomyłki.


Z pewnością jednak pochówki ewangelickie odbywały się tutaj po 1905 roku, gdy do wsi sprowadzono niemieckich kolonistów. Znamy ich nazwiska. Były to rodziny Schafer, Raatz, Stietzel, Hotho, Ehrenholz, Tucholke, Caners, Henf, Hage, Hermann, Richter, Hage, Vinke, Frick, Gunter i Bottcher. Ich pobyt we wsi trwał do 1921 roku, gdy gospodarstwa przeszły w ręce Polaków. Na szczęście dysponujemy danymi ze spisu powszechnego, które pokazują nam, że na 281 mieszkańców wsi - 106 było ewangelikami. Co ciekawe, 18 z nich deklarowało polską narodowość, pozostali - niemiecką.

Fragment jedynej zachowanej inskrypcji: 2... [9].191[2]/Ruh[e in Frieden] 
Wielu informacji o cmentarzu dostarczają nam archiwalne akta gminy Kruszwica, m.in. wykaz nieczynnych cmentarzy sporządzony w latach 30. XX wieku. Wiemy z niego, że grzebalisko było ogrodzone. Znajdowało się na nim także kilka "nadgrobków". Informacje te uzupełniają wspomnienia jednego z mieszkańców, który twierdzi, że na cmentarzu znajdowała się także studnia.

Wykaz podaje informacje, że po 1909 roku pochówki na tym miejscu nie odbywały się. Niedawne prace porządkowe na cmentarzu pozwoliły negatywnie zweryfikować to twierdzenie. Odnaleziono bowiem niewielki fragment tablicy, z którego wynikało, że osoba zmarła urodziła się w latach 10. XX wieku. Prawdopodobnie napis odnosił się do pochówku dziecka.

Po 1921 roku we Wróblach nie było już ewangelików. Rada sołecka zadecydowała o zachowaniu cmentarza jako ewentualnego grzebaliska epidemicznego. O groby nikt już jednak nie dbał. Z czasem zniknęło ogrodzenie i część nagrobków, a miejsce pochówku zamieniło się w odkrywkę piasku i dzikie wysypisko śmieci.

Dziś na cmentarzu możemy zobaczyć jedynie dwa groby. Niestety, nie zachowały się nazwiska zmarłych. Przypominają o nich tylko rozkrzewione bzy...
Prace porządkowe - jesień 2015

Na szczęście, coraz częściej zaczynamy sobie zdawać sprawę, że cmentarze ewangelickie są także częścią naszego dziedzictwa kulturowego. Cmentarz we Wróblach będzie jeszcze zdobił okolicę. Zrobimy wiele, aby nie tylko on.

niedziela, 11 października 2015

Historia Kółka Włościanek w Witowicach


W dwudziestoleciu międzywojennym na Kujawach powstało wiele kółek rolniczych zrzeszających włościan i większych posiadaczy ziemskich. Były to organizacje branżowe, które działały na rzecz rozwoju gospodarczego wsi. W związku z tym, iż II RP była państwem prawa i od samego początku przyznała prawa polityczne kobietom panie także mogły zakładać własne organizacje. Tak więc charakterystyczny był dualizm organizacji- na przykładzie kółek rolniczych można dokonać podziału na kółka włościan i kółka włościanek. 

Mężczyźni z miejscowości takich jak Brześć, Karsk, Witowice, Popowo, Ostrowo, Złotowo itp. działali w ramach Kółka Rolniczego w Ostrowie nad Gopłem, kobiety z wyżej wymienionych wiosek utworzyły natomiast Kółko Włościanek w Witowicach.

Inicjatorką utworzenia nowej organizacji była Kazimiera Miech (z domu Strehl) z Brześcia. Wywodziła się ona z patriotycznej rodziny- jej ojciec Władysław był podpułkownikiem Wojska Polskiego, został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, walczył w Powstaniu Wielkopolskim. Powstańcami byli także jej bracia- Mieczysław, Tadeusz i Leon. Pierwszy z wymienionych był przez dwadzieścia lat proboszczem ostrowskim, a także prezesem Kółka Rolniczego oraz Towarzystwa Powstańców i Wojaków w Ostrowie (zginął zamęczony przez hitlerowców w Dachau). Drugi z braci po odrodzeniu niepodległej Polski kontynuował swą karierę wojskową, był zawodowym pilotem, zginął w katastrofie lotniczej wojskowego samolotu w Poznaiu-Ławicy. Leon Strehl był lekarzem, członkiem PCK, w czasie kampanii wrześniowej był szefem sanitarnym w Armii „Warszawa”, w Powstaniu Warszawskim pełnił funkcję Szefa Sanitarnego w Komendzie Głównej Armii Krajowej. 

Mąż Kazimiery - Czesław - był posiadaczem ziemskim, wybudował własnym sumptem kościół, plebanię i budynki gospodarskie w Brześciu.

Organizacja powstała w 1930 roku. W skład zarządu weszły: Kazimiera Miech- prezeska, M. Stanna z Kobylnicy- wiceprezeska, W. Malinowska z Karska- sekretarka, Leszczyńska- skarbniczka. 

Podczas zebrań panie wygłaszały sporządzone przez siebie referaty dotyczące spraw gospodarstwa domowego, ale także historii Polski. 2 lutego 1931 roku odbyło się spotkanie, na którym odegrano przedstawienie teatralne pt. „Aby handel szedł”. Ponadto organizowano liczne wycieczki (np. do Żeńskiej Szkoły Gospodarczej w Marysinie), kursy szycia czy gotowania. Zachowały się tytuły niektórych wygłaszanych przez członkinie referatów: „Rola kobiety w gospodarstwie”, „O spożywaniu warzyw i owoców”, „Jak rodzi sobie dobra gospodyni”, „O plantowaniu żywokostu”, „O tępieniu much w lecie”, „Hodowla i eksport świń bekonowych” i inne. 

Kółko włościanek prowadziło również w Brześciu ochronkę dla biednych wiejskich dzieci. Ochronka funkcjonowała w miesiącach letnich. Specjalnie dla tej organizacji Czesław Miech pobudował boisko do gry w piłkę i plac zabaw. Dzięki temu, że dzieci miały się gdzie podziać latem ich rodzice mogli skupić się na pracy zarobkowej.

Kółko w różnych okresach swojego istnienia liczyło ok. 20 członkiń. Rozrost Kółka Włościanek zahamował jednak wybuch II wojny światowej. Zachowały się źródła, które wskazują, iż ambitna prezeska miała w planach urządzenie profesjonalnej, całorocznej ochronki dla biednych dzieci wraz z biblioteką.


Kazimiera Miech wraz z mężem Czesławem podczas wycieczki do Włoch 

czwartek, 1 października 2015

Odkrywając Askaukalis

O stanowisku archeologicznym w Kruszy Zamkowej głośno jest już od lat 60.. Trzeba jednak odwiedzić je osobiście, aby zdać sobie sprawę ze znaczenia tego miejsca...



Jak wiele historii, także i ta zaczyna się nie pozornie, bo od zwykłego rolnika - pana Juliana Patera. Otóż pewnego dnia, podczas prac polowych, odnalazł on na swoim polu trudną do zidentyfikowania monetę. Kto wie jakby potoczyły się losy "drugiego Biskupina" gdyby nie mądrość Pana Juliana, która kazała mu skontaktować się w sprawie znaleziska z naukowcami. Nie trzeba było długo czekać, aby okazało się, że moneta przedstawia Antonina Piusa - rzymskiego cesarza z II w. n.e..

Wkrótce w Kruszy pojawili się archeolodzy z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracami prowadziła prof. Aleksandra Cofta-Broniewska. Już pierwsze wykopy przyniosły niezliczone znaleziska z okresu wpływów rzymskich. Paciorki, figurki, ozdoby - to był jedynie wierzchołek góry lodowej, która nagle wyłoniła się na kujawskiej równinie.

Nagromadzenie znalezisk jednoznacznie pozwoliło stwierdzić, że w Kruszy znajdowało się znacząca osada handlowa. Zidentyfikowano ją jako Askaukalis. Nazwa ta widnieje na słynnej mapie Ptolemeusza obok dwóch innych na ziemiach polskich - Calisii (Kalisz) i Setidawy (prawdopodobnie Konin). Można więc powiedzieć, że Krusza Zamkowa to najstarsza polska wieś. Uprawą roli jej mieszkańcy zajmowali się jednak w niewielkim stopniu. Przede wszystkim w Askaukalis kwitł handel - było to jedno z ostatnich miejsc, w którym można było zaopatrzyć się w dalszą drogę na północ. Osada nie była jednak tylko postojem dla "starożytnych TIR-ów". Działały tu także warsztaty obróbki soli czy bursztynu. Podróżni mogli również odwiedzić kilka świątyń (rekonstrukcję jednej z nich możemy oglądać we wsi od 2014 roku).

Pole pana Patera, mimo intensywnych badań archeologicznych, nadal skrywa tysiące przedmiotów z kamienia, rogów, gliny czy metalu. Co więcej, pod zabytkami z czasów rzymskich natrafiono na obszerne pozostałości neolityczne. Są to nie tylko znakomicie zachowane relikty domostw, ale także rytualne pochówki prahistorycznej arystokracji.

Wszystko to nie ujrzałoby światła dziennego gdyby nie pan Julian. Mógł przecież schować monetę do kieszeni, mógł ją sprzedać, mógł wreszcie zniszczyć stanowisko archeologiczne. Nie da się bowiem ukryć, że wielu z nas pracę archeologów traktuje jako problem przy budowie domu lub uprawie pola. Pan Julian nie był jednak krótkowzroczny i dziś tego niepozornego rolnika możemy uważać za jednego z największych odkrywców w dziejach rodzimej archeologii.

Niestety, Pan Julian zmarł w 2013 roku. Jego dzieło kontynuuje syn Krzysztof znany w okolicy jako "strażnik Askaukalis". To niezwykle sympatyczny i skromny człowiek, dla którego archeologia stała się życiową pasją. Warto chociaż na chwilę przystanąć przy tzw. Paterówce i obejrzeć rekonstrukcję świątyni z II w. oraz ładnie zaprojektowane tablice informacyjne. Przy odrobinie szczęścia natrafimy i na Pana Krzysztofa, który odczaruje dla nas stojące wokół kamienie, w których nagle dostrzeżemy niezwykły skarb przeszłości.

Krusza na pewno nie raz nas jeszcze zaskoczy. Wiele znalezisk jest właśnie poddawana naukowym ekspertyzom. Rezultaty mogą być niesamowite. Jeśli przypuszczenia się potwierdzą, to o Kruszy nie przeczytacie na naszym blogu, ale usłyszycie o niej w telewizji. Póki co, nie zdradzamy jednak szczegółów - po prostu do Askaukalis trzeba się wybrać i tam zasięgnąć języka :)

wtorek, 15 września 2015

Kilka słów o wsi Piecki

Początki wsi Piecki sięgają zamierzchłej przeszłości. Ta spokojna dziś wioska może poszczycić się mianem jednej z najstarszych na ziemi nadgoplańskiej.

Figura w Pieckach


Prowadzone pod koniec lat 80. XX wieku wykopaliska archeologiczne wykazały, że pierwsi ludzie postanowili osiedlić się w Pieckach już 6,5 tys. lat temu. Na obszarze dzisiejszej miejscowości musiała istnieć osada z epoki kamienia, a także cmentarzysko. Potwierdzeniem tego jest odnalezienie kompletnego pochówku 30-letniej kobiety. Co ciekawe, bardzo prawdopodobne jest, że Piecki już w czasach prehistorycznych mogły pochwalić się ciągłością osadnictwa. Archeologom udało się bowiem odnaleźć kolejny grób – tym razem nastoletniego mężczyzny żyjącego w połowie III tysiąclecia p.n.e.. Z pewnością to nie koniec sensacyjnych odkryć z tej miejscowości, gdyż dzięki zdjęciom lotniczym wiemy, że pod powierzchnią ziemi, nadal znajdują się potencjalne stanowiska, które miejmy nadzieję, zainteresują kolejne pokolenie badaczy.
Piecki były także ważną osadą, gdy rodziło się Państwo Polskie. Pierwszą wzmiankę o wsi odnajdujemy w dokumentach z XIII wieku. Podobnie jak wiele innych miejscowości w okolicy, Piecki stanowiły własność kościelną. Wiemy, że w XV wieku dochody z osady czerpali kanonicy kruszwiccy. W połowie XVI wieku miejscowość dzieliła się na tzw. Piecki Małe i Piecki Wielkie. W pierwszych, położonych bardziej na północ, mieszkało pięciu gospodarzy, a każdy uprawiał po łanie ziemi (ok. 16 ha). Z kolei w Pieckach Wielkich łanowych gospodarzy było siedmiu. Poza tym we wsi znajdowało się duże, bo składające się z dwóch łanów gospodarstwo sołtysa oraz niewielki zakład, nieznanego nam niestety z profesji, rzemieślnika.
Wracając do kanoników kruszwickich, którzy dzierżyli część wsi, warto wspomnieć zwłaszcza Stanisława Grochowskiego. Jego nazwisko nie mówi dziś wiele przeciętnemu zjadaczowi chleba, a szkoda, gdyż w czasach Zygmunta III Wazy była to postać znana i podziwiana. Grochowski, oprócz bycia kapłanem i częstym gościem królewskiego dworu, parał się także poezją. Należał do najlepszych autorów swojej epoki, a jego modlitwy i pieśni do dziś budzą zachwyt wśród literaturoznawców. Wśród twórczości Grochowskiego znajdziemy także wiersz opisujący Piecki. Początkowo autor skarży się, że jest to osada uboga, a mu przychodzi mieszkać w podniszczonym dworku po którym hula wiatr. Z drugiej strony Grochowski zauważa piękno przyrody i panujący we wsi spokój. Nic dziwnego, że w końcu zapisze w swoim wierszu: „imię ma swoje małe Piecki wioska, na małych rzeczach, mała bywa troska”.
W 1772 roku miejscowość znalazła się pod zaborem pruskim, a jej nazwa uległa drobnej zmianie na Pietzki. Przez całą swoją historię wieś zachowała gospodarski charakter. Świadczą o tym nazwiska dzisiejszych rolników, które z powodzeniem odnajdziemy w tym samym miejscu także w dokumentach z początku XIX wieku. W połowie stulecia w czterech domach Piecków Małych mieszkało 47 osób. Z kolei Piecki Wielkie składały się z 16 domów. Zajmowało je 142 mieszkańców (w tym 120 katolików i 22 protestantów). Obszar obu wsi wynosił 385 ha. Pod koniec XIX wieku największe, liczące sobie 47 ha gospodarstwo, należało do Jakuba Miecha. Na przełomie wieków pobudowano szkołę, której uczniowie w 1906 roku przyłączyli się do strajku w obronie języka polskiego.
W 1921 roku we wsi znajdowało się 20 domów. Mieszkało w nich 111 mężczyzn i 110 kobiet. Wszyscy byli Polakami i z jednym wyjątkiem - katolikami. Czasy międzywojenne to okres dużej aktywności mieszkańców Pieck. We wsi działało wtedy kilka ciekawych organizacji. Młodzież męska garnęła się przede wszystkim do Związku Strzeleckiego. Prężną działalność prowadziło także Kółko Rolnicze i Koło Świetlicowe. W Pieckach swoją siedzibę miała także drużyna harcerska im. Kazimierza Wielkiego. Prowadził ją kierownik szkoły – Jan Waliński.
Choć mieszkańcy wsi opierali swoje gospodarstwa raczej na tradycyjnych uprawach, to warto jednak odnotować, że powstała tu jedna z pierwszych hodowli jedwabników na Kujawach. Piecki nie mogły obyć się w tym czasie również bez znanej na całą okolicę kuźni.
Po wojnie utworzono w Pieckach PGR, który jednak dość szybko przekształcono w Spółdzielnię Kółek Rolniczych. Dzięki swojemu dogodnemu położeniu we wsi między 1960-1972 swoją siedzibę miała Gromadzka Rada Narodowa.

Dominik Robakowski


poniedziałek, 7 września 2015

Pracowity weekend

W ten weekend mieliśmy bardzo dużo pracy. Mimo, że na potwierdzenie z sądu o powstaniu naszej fundacji jeszcze czekamy, postanowiliśmy już działać.
W sobotę dokańczaliśmy remont figury św. Antoniego we Wróblach. Rzeźba znajdująca się na cokole pochodzi z późniejszych czasów. W czasie II wojny światowej grupa niemieckich cywilów z Bródzk obaliła i potłukła figurę św. Antoniego. Nie wiadomo jak stara ona była, nie ma jednak najmniejszych wątpliwości, że postanowiono go upamiętnić po 1921 roku. Do tego czasu w tej części wsi mieszkali bowiem osadnicy niemieccy, którzy nie uznawali kultu świętych. Z protokołów rady sołeckiej dowiadujemy się, że w 1937 roku remontu wymagał płot wokół figury, więc możemy mieć całkowitą pewność, że obiekt powstał w latach 20. XX wieku.
Pierwotnie św. Antoni stał w innym miejscu niż obecnie – między gospodarstwami p. Majewskich i p. Losów. Figura prawdopodobnie była fundacją gospodarzy, trudno jednak ustalić ich motywację. Święty Antoni był postacią dość popularną – przede wszystkim jako patron ubogich oraz rzeczy zagubionych.
W początkach II wojny światowej figura została zburzona przez niemieckich mieszkańców Bródzk. Jeszcze długo po wojnie jej resztki dało się dostrzec w przydrożnym rowie. Dopiero w latach 70., dzięki inicjatywie rodziny Majewskich i Bassów oraz współpracy całej wsi (zwłaszcza OSP), św. Antoni ponownie zawitał do Wróbli. Figura przywieziona została aż z Piekar Śląskich. Przez długie lata opiekowali się nią i co jakiś czas odmalowywali Państwo Majewscy.

W pierwszym etapie oczyściliśmy figurę, cokół i podstawę ze starej warstwy farby. Po tej żmudnej pracy uzupełniliśmy ubytki i przeszlifowaliśmy nierówności. W kolejną sobotę nałożyliśmy grunt i pomalowaliśmy całość białą farbą podkładową. 5 września całość pomalowaliśmy i efekt prezentujemy na zamieszczonych fotografiach. Na dniach poprawimy jeszcze ułamany gzyms, który wymagał rekonstrukcji oraz podstawę. W planach mamy jeszcze pomalowanie ogrodzenia - mamy nadzieję, że znajdziemy na to kilka wolnych chwil po godzinach pracy.

Bardzo dziękujemy mieszkańcom Wróbli za zaufanie, wsparcie i dobre słowo, a Pani sołtys Annie Graczyk za inicjatywę.






poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Chwila na Van Gilly'a

Mapa autorstwa Davida Gilly'ego to jedna z najstarszych tak dokładnych map, na których znalazły się Kujawy. Nieraz do niej wrócimy - dziś zatrzymajmy się na niewielkim fragmencie obejmującym północno-wschodni brzeg Gopła.

Wiele jest tutaj rzeczy wartych odnotowania, ale skupimy się zaledwie na kilku. Gilly wykonał swoją mapę z rozkazu królewskiego w latach 1802-1803. Miała ona objąć przede wszystkim obszar tzw. Prus Południowych, czyli prowincji którą utworzono z ziem trzeciego zaboru. Jak wiadomo, Prusacy nie cieszyli się nią zbyt długo, gdyż szybko pojawił się Napoleon i Księstwo Warszawskie, a kongres wiedeński z 1815 roku wspomniany obszar przyłączył do Imperium Rosyjskiego. Pozostała jednak mapa, i to mapa ciekawa.

Choć mapa obejmuje tereny Prus Południowych to jednak załapały się do niej także i miejscowości położone w bezpośredniej bliskości granic tego terytorium. Co prawda, odwzorowane są one mniej dokładnie, siatka dróg jest o wiele uboższa, ale grzechem byłoby narzekanie.

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest szara plama w samym centrum mapy. Obrazuje ona zasięg bagien. Nie ma co regulować odbiorników - Kanał Królewski, który "odszarzy" mapę powstanie dopiero za 50 lat. Wprawne oko dopatrzy się także Mysiej Wieży, która doczekała się ulokowania na środku Gopła - rzecz jasna na wyspie.

Jadąc na wschód docieramy do Brudzk. "U" otwarte to wcale nie błąd niemieckiego urzędnika - nazwa w tej postaci będzie konsekwentnie występować do lat 50. XX wieku. Przedtem jednak zanim Brudzki staną się Bródzkami na cały XIX wiek zamienią się w Konigsthal.

Dalej na wschód widzimy Pietzki, które składają się z dwóch części Klein i Gross, czyli z Małych i Wielkich. W XX wieku połączą się one w jedną osadę, przytulając do siebie także Skotniki Zabłotne (na mapie Skotniki am Bruch).

Najciekawsze rzeczą znajdującą się na mapie jest niewielki obiekt położony między Piaskami a Wolą Wapowską oznaczony skrótem Kap. - to oczywiście Kapella, czyli kaplica. Po obiekcie nie zachowało się nawet najmniejsze wspomnienie. Pobieżna lektura XIX-wiecznych ksiąg parafialnych nie rozjaśnia całkowicie sytuacji, ale daje pewien trop. Według zapisków świeżo upieczonego proboszcza z lat 70. XIX wieku, miejscowa ludność wspominała mu o istnieniu ongiś starej kaplicy, ale... w Maszenicach. Być może obiekt zaznaczono na mapie w złym miejscu - nie jest ona przesadnie dokładna. Z drugiej strony możliwe wahnięcie jest zaskakująco duże. Pewnym sygnałem jest także nazwa wolańskiej łąki, którą odnotowano w XIX wieku. Nazywano ją Kantorką. Czy był to tylko ślad po kruszwickich kanonikach, którzy przez stulecia dzierżyli wieś? Sprawa z pewnością ciekawa i warta bardziej szczegółowego przebadania.

W tym pobieżnym spojrzeniu na mapę warto zauważyć umieszczenie na nich karczem. Pierwszą widzimy na drodze między Kruszwicą a Stodołami (Zadrosz). Kolejna znajduje się na Mątwach. Mnie jednak podoba się karczma położona między Dziewą a Paprosem o urokliwej nazwie Czoike. Co ciekawe, wspomina o niej później niezastąpiony Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich. W czasach, gdy powstawał karczma była nadal czynna i to pod jeszcze bardziej urokliwym mianem - Czajeczka. Na koniec pozostaje odnotować, że była to karczma na bagnach. Hmmm, w sumie był kiedyś film pod tym tytułem... i to jest pomysł na dzisiejszy wieczór.

Dominik Robakowski

wtorek, 7 lipca 2015

Działalność gospodarczo-społeczna Kółka Rolniczego w Ostrowie nad Gopłem



   


     Kółko Rolnicze w Ostrowie nad Gopłem powstało 3 maja 1892 roku. Już sama data powstania Kółka wskazuje, iż na jego forum dyskutowano nie tylko o kwestii rozwoju lokalnego rolnictwa,
ale także poruszano tematy społeczne i patriotyczne. W jego skład wchodzili gospodarze z takich wiosek jak Mietlica, Złotowo, Ostrówek, Popowo, Ostrowo, Orpikowo, Witowice, Witowiczki Karsk, Łabędzin (do 1921 roku Maryanowo), Kaspral, Leszcze, Jurkowo, Jerzyce, Rzeczyca.
     Zanim gospodarze z wymienionych miejscowości powołali do życia własną organizację zrzeszali się w Kole chełmieckim- najstarszej tego typu organizacji w Gminie Kruszwica i jednej z najstarszych na całych Kujawach. Inicjatorami powołania odrębnej instytucji byli przedstawiciele lokalnego ziemiaństwa (Trzcińscy z Popowa i Ostrowa, Mlicki z Ostrówka) oraz proboszcz parafii ostrowskiej- ks. Kasper Pasztalski (jego grób znajduje się na ostrowskim cmentarzu tuż przy wejściu). Pierwszym w historii Kółka prezesem został dr Tadeusz Trzciński z Popowa,
a następnie do 1911 roku ks. Pasztalski. W czasie I wojny światowej prezesował organizacji ks. Stankowski (był on też m.in. kapelanem Baonu Nadgoplańskiego, formacji która dzielnie walczyła w Powstaniu Wielkopolskim). Najdłużej jednak Kółku prezesował ks. Mieczysław Strehl (lata 1919-39). Proboszcz ostrowski po wojnie nie wrócił niestety na swoją parafię, gdyż zmarł zamęczony przez hitlerowców w Dachau w 1941 roku.
      Spotkania członków nie odbywały się w jednym, stałym miejscu, ale u poszczególnych gospodarzy. Na zebraniach członkowie odczytywali przygotowane przez siebie referaty. Jak w sprawozdaniu z działalności Kółka wspomniał ks. Pasztalski „na każdem zebraniu p. dr Juliusz Trzciński miewał pouczające wykłady o rozmaitych przedmiotach z gałęzi gospodarstwa. Przedmiot zaś wybrany umiał przedstawić obecnym tak, że go z natężoną słuchano uwagą,
a ponieważ był na czasie odpowiednio do pory podanej, był pożądanym i nie bez korzyści dla słuchaczy”
            Co miało oznaczać, iż gruntownie wykształcony Juliusz Trzciński, przekazywał swą ogromną wiedzę innym gospodarzom jak odpowiednio gospodarować by praca przynosiła zamierzone rezultaty. Warto wskazać, iż już wówczas dla poprawy efektu uprawy roślin gospodarze stosowali nawozy sztuczne zamiast dotychczas używanego naturalnego kompostu. Lepsze plony gospodarze osiągali także dzięki zastosowaniu  w swoim gospodarstwie nowoczesnych maszyn takich jak siewniki, w tym siewniki dwurzędowe. Ks. Pasztalski wskazał także, że gospodarze chętniej hodowali bydło, a mleko odstawiali do mleczarń w Jerzycach, Brześciu i Chełmcach. Dzięki zrzeszeniu w Kółku Rolniczym członkowie częściej ubezpieczali się na wypadek klęsk żywiołowych takich jak pożary czy gradobicie, przez co minimalizowali swoje ewentualne straty.
Ze sprawozdania następnego prezesa Kółka ks. Stankowskiego wynika, iż gospodarze prenumerowali Poradnik Gospodarski, pismo to było oficjalnym organem samorządu rolniczego. W czasopiśmie poruszano tematy dotyczące mądrego gospodarowania. Fakt prenumerowania gazet wskazuje, iż nie tylko warstwa szlachecka, ale i chłopska była piśmienna. Swoje produkty w owym czasie gospodarze odstawiali do Cukrowni w Kruszwicy, a mleko do Jerzyc i Brześcia.
     Kółko Rolnicze w Ostrowie było nie tylko organizacją stricte gospodarczą. Jej członkowie działali też na niwie społecznej i patriotycznej. Na powstałym w 1928 roku sztandarze tej organizacji widniał napis Kółko Rolnicze w Ostrowie nad Gopłem 3.5.1892-1928, a na odwrocie wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej i napis Błogosław Matko ojczyste łany i kraj kochany.
    Od 1930 roku przy Kółko działał męski i żeński zespół Przysposobienia Rolniczego, który prowadził własne poletka doświadczalne. Bardzo ważnym faktem dla zwiększenia swojej wiedzy były wyjazdy przedstawicieli na zjazdy powiatowe Kółek Rolniczych czy wycieczki do stacji doświadczalnych.
    W lutym 1939 roku wybrano ostatni Zarząd Kółka, w którego skład wchodzili: prezes- ks. Mieczysław Strehl, wiceprezes- Sylwester Rydz, sekretarz- Józef Malinowski, zastępca sekretarza- Franciszek Kępski, skarbnik- Józef Słabęcki, zastępcy skarbnika- Wojciech Hey, Władysław Stanny. Tuż przed wybuchem wojny Kółko uchwaliło zbiórkę na Fundusz Obrony Narodowej i Pożyczkę Obrony Przeciwlotniczej. Wraz z wybuchem II wojny światowej organizacja przestała funkcjonować w swoim pierwotnym wydaniu, ks. Strehl zmarł w Dachau, Juliusz Trzciński został rozstrzelany w październiku 1939, a wielu gospodarzom po wojnie odebrano ziemię lub w najlepszym wypadku zakazano działalności społecznej.


Prezesi przedwojennego Kółka Rolniczego w Ostrowie nad Gopłem
(w nawiasie lata prezesury):

Dr Tadeusz Trzciński (?)

Ks. proboszcz Kasper Pasztalski (?-1911)

Ks. Proboszcz Kazimierz Stankowski (1912-1919)

Ks. Proboszcz Mieczysław Strehl (1919-1939)


Maciej Wasielewski

piątek, 19 czerwca 2015

Krótka historia Bachorc

Pierwsza wzmianka o Bachorcach pochodząca z 1136 roku mówi, że w tym czasie wieś była własnością arcybiskupa gnieźnieńskiego. Średniowieczny rodowód widać także po zachowanym do dziś układzie wsi. W XIII wieku miejscowość stanowiła własność kruszwickiej kolegiaty, a w XVIII wieku stała się typową wsią gospodarską. Nazwa Bachorce (wieś w okresie zaborów zwana była także Bacharciem) wywodzi się od słowiańskiego określenia mokradeł, których na tym terenie nigdy nie brakowało.
Kadra i uczniowie szkoły w latach 20. XX w.

Mieszkańcy Bachorc przez wieki utrzymywali się z uprawy i hodowli bydła. W XIX wieku wieś znacznie się rozrosła – od obszaru 151 ha w 1830 roku do 426 ha w roku 1890. W 1876 roku przez miejscowość przeszła epidemia cholery, której ofiary pochowano w pobliskim lesie. Pomimo zarazy Bachorce prężnie się rozwijały - pod koniec XIX wieku zamieszkiwało je 727 osób. Wieś oparła się także zakusom komisji kolonizacyjnej i zachowała polski charakter. Pod koniec XIX wieku mieszkało w niej tylko 31 Niemców, a w 1921 roku zaledwie 12. W 1880 roku utworzono we wsi Kółko Rolnicze, które nie tylko służyło poprawie wydajności gospodarstw, ale także krzewiło postawę patriotyczną. W 1906 roku dzieci z miejscowej szkoły wzięły udział w strajku w obronie języka polskiego.

Mieszkańcy Bachorc byli bardzo dobrze przygotowani do wybuchu powstania wielkopolskiego. 3 stycznia 1919 roku w bezkrwawy sposób rozbrojono 8 tutejszych  żandarmów i strażników przygranicznych. Mieszkańcy szybko powołali Straż Obywatelską, a w miejscowej szkole rozpoczęto naukę w języku polskim. Niestety, prędzej czy później wojna upomniała się o swoje - w czasie walk pod Opoczkami 22 marca 1919 roku zginął mieszkaniec wsi Stanisław Ziętkowski. Pochowano go na cmentarzu w Piaskach.

Kurs kulinarny, 1932. Siedzą: Jaczyńska z Piask (po lewej),
 Anastazja Kuropatwińska (z prawej).
Okres międzywojenny to chyba najlepsze lata w historii Bachorc. W 1918 roku we wsi działała rzeźnia, masarnia, dwie piekarnie, dwie kuźnie, trzy wiatraki, trzy sklepy i poczta. Grono rzemieślników uzupełniało czterech szewców, krawiec i akuszerka. Według spisu z 1921 roku w Bachorcach w 84 domach zamieszkiwało 779 osób, co stawiało wieś na czwartym pod względem ludności miejscu w powiecie (po Strzelnie, Kruszwicy i Kobylnikach). W 1927 roku powstało Kółko Włościanek, które zajęło się organizacją wielu przydatnych kursów dla miejscowych kobiet. W tym samym roku zaczęła się budowa linii kolejowej, co także dobrze zapisało się w pamięci mieszkańców, gdyż wielu z nich znalazło dodatkowe zatrudnienie przy budowie nasypu czy wynajmując furmanki do zwożenia niezbędnych materiałów. Stanowisko sołtysa pełnili przed wojną kolejno p. Skulski, p. Grochowina i p. Cichowlas.

W czasie II wojny światowej większość mieszkańców została wysiedlona, a pozostałych Polaków zmuszono do przymusowej pracy m.in. na majątku Tarnowo. Niemcy dopuścili się wielu aktów terroru i przynajmniej trzech egzekucji. Nazwę wsi zmieniono na Bachenbruch. Smutnym wydarzeń z czasów wojny jest także zniszczenie pięknej kapliczki Matki Boskiej adorowanej przez dwa anioły, którą zdążono postawić w 1938 roku. Niestety, po wojnie już jej nie odbudowano.

W 1948 roku we wsi otwarto przedszkole i utworzono przystanek kolejowy. Pod koniec lat 50. XX wieku do Bachorc pociągnięto prąd. W latach 1954-60 wieś była siedzibą Gromadzkiej Rady Narodowej, w skład której wchodziły także sołectwa Piecki, Bródzki, Głębokie i Gocanówko. W 1978 roku, w wyniku pęknięcia wału ziemnego przy zbiorniku Cukrowni Dobre, do znajdującego się w centrum wsi stawu wlały się wielkie ilości wody, powodując podtopienie kilku domów. Po tym wydarzeniu sadzawkę zlikwidowano, a plac po niej zaadaptowano stopniowo na obiekty sportowe.

Z czasem Bachorce zaczęły coraz bardziej tracić na znaczeniu. Szczególnie trudny okazał się okres transformacji ustrojowej - próby czasu nie przetrwało ani przedszkole, ani zlewnia mleka. Wieś znacząco się wyludniła. Dużo ożywienia w spokojne życie mieszkańców z pewnością wprowadza miejscowe gimnazjum im. Jana Pawła II, którego uczniowie mogą poszczycić się niemałymi sukcesami. Wiele dobrego można także powiedzieć o działalności pań z Koła Gospodyń Wiejskich. Pozostaje mieć nadzieję, że dla Bachorc znowu nadejdą dobre czasy.

Autor składa serdeczne podziękowania za cenne informacje p. Jesion z Bachorc i p. Kuropatwińskiemu z Bydgoszczy.

Dominik Robakowski


Zdjęcia ze zbiorów p. Henryka Kuropatwińskiego